Wieczorem kiedy chodziłam po ogrodzie odmawiając różaniec, kiedy przyszłam do cmentarza, uchyliłam drzwi i zaczęłam się modlić chwilę i zapytałam się dusz wewnętrznie: pewno jesteście bardzo szczęśliwe? Wtem usłyszałam te słowa: o tyle jesteśmy szczęśliwe, o ile spełniłyśmy wolę Bożą - a później cisza jako przedtem. Weszłam w siebie i myślałam długo, jak ja spełniam wolę Bożą i jak korzystam z czasu, którego mi Bóg użycza.
W ten sam dzień, kiedy się udałam na spoczynek, w nocy przyszła do mnie jakaś duszyczka i uderzając w szafkę, zbudziła mnie, prosząc o modlitwę. Chciałam się zapytać kto ona jest, jednak umartwiłam swoją ciekawość i to małe umartwienie połączyłam z modlitwą i ofiarowałam za nią.
Kiedy przed dniem Zadusznym poszłam na cmentarz o szarej godzinie, cmentarz był zamknięty, jednak uchyliłam trochę drzwi i powiedziałam, że jeżeli czego żądacie duszyczki, chętnie wam zadośćuczynię, o ile mi na to reguła pozwoli. Wtem usłyszałam te słowa: spełnij wolę Bożą, - my o tyle jesteśmy szczęśliwe, o ile spełniłyśmy wolę Bożą. Wieczorem przyszły te dusze i prosiły mnie o modlitwę, modliłam się wiele za nie. A kiedy procesja wracała z cmentarza, ujrzałam całe mnóstwo dusz, które razem szły z nami do kaplicy, były modlące się razem z nami.
Odwiedziła mnie znowuż jedna dusza w nocy, którą już kiedyś widziałam, jednak ta dusza nie prosiła mnie o modlitwę, ale robiła mi wymówki takie, że byłam kiedyś bardzo próżna i pyszna, a teraz tak się wstawiasz za innymi, a i teraz jeszcze masz niektóre wady. Odpowiedziałam, że byłam bardzo pyszna i próżna, ale już się spowiadałam i pokutowałam za swoją głupotę i ufam w dobroć Boga mojego, a jeżeli teraz upadam, to raczej mimowolnie, a nigdy z rozmysłem, chociażby to w rzeczy najmniejszej. Jednak dusza ta zaczęła mi robić wymówki, czemu nie chcę uznać jej wielkości, - jaką mi oddają wszyscy, za moje wielkie czyny, czemuż ty jedna nie oddajesz mi chwały. Wtem ujrzałam, iż w tej postaci szatan jest i rzekłam: Bogu samemu należy się chwała, idź precz szatanie! I w jednej chwili dusza ta wpadła w otchłań straszliwą, niepojętą nie do opisania i rzekłam do tej nędznej duszy, że powiem o tym całemu Kościołowi.
Kiedy raz odwiedziłam jedną chorą Siostrzyczkę, a miała już osiemdziesiąt cztery lata i odznaczała się wielu cnotami, zapytałam ją: pewno Siostra już gotowa. stanąć przed Panem? – Odpowiedziała mi: że całe życie się przygotowywała na tę ostatnią godzinę i powiedziała mi te słowa: że wiek nie zwalnia od walki.
środa, 31 października 2007
Św. Faustyna o dniu zadusznym
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz