"Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony".
Są to niewątpliwie Słowa Ewangelii, które trudno jest "przełknąć" w dzisiejszych czasach. "Co to za bóg, który wymaga, aby człowiek czołgał się przed nim? Czy jego wszechmoc potrzebuje potwierdzenia poprzez upokorzenie człowieka? Taki bóg, który tłamsi godność człowieka zasługuje jedynie na naszą pogardę. Lepsze piekło niż wieczne uniżanie się do jego nóg!".
Lecz niechaj nasz rozmówca uspokoi się: bożek, którego opisuje i świadomie odrzuca istnieje jedynie w przepełnionej poczuciem winy ludzkiej świadomości. Zresztą, Jezus nie mówi, że to Bóg chce naszego uniżenia, ponieważ druga część wersetu – wyrażająca pojęcie ruchu – oznajmia, wręcz przeciwnie, że Pan wywyższy ku Sobie tego, kto się uniża. Strona bierna "będzie wywyższony" jest w istocie dobrze znanym środkiem stylistycznym pozwalającym na uniknięcie wypowiedzenia Imienia Boga. Jeśli chodzi o świadome zachowanie człowieka, "który się uniża", to nie jest ono odpowiedzią na żądanie Pana, lecz wynika z wyłącznej inicjatywy podmiotu. Ten, kto świadomie, to znaczy bez przymusu, w zupełnej wolności, uświadamiając sobie swoją ludzką dolę człowieka grzesznego "uniża się" przed Bogiem, ten będzie przez Niego wywyższony.
"Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony".
Zaczęliśmy od drugiej części wersetu, ponieważ to ona zazwyczaj stanowi problem. Lecz, mając ma uwadze właściwe zrozumienie sentencji należy przyjąć tok logiczny zaproponowany przez Jezusa, który zaczyna oznajmiając poniżenie tego, kto rości sobie prawo do wywyższania się. Tym razem to niezaprzeczalnie Bóg powoduje uniżenie, a dokładniej, to Jego interwencja kładzie kres wyczynom tego, kto "się wywyższa", czyli popada w egzaltację, chełpi się samym sobą. Podobnie jak król Tyru: "Ponieważ serce twoje stało się wyniosłe, powiedziałeś: «Ja jestem Bogiem, ja zasiadam na Boskiej stolicy, w sercu mórz» – a przecież ty jesteś tylko człowiekiem a nie Bogiem, i rozum swój chciałeś mieć równy rozumowi Bożemu. Dzięki swej przezorności i sprytowi zdobyłeś sobie majątek, a nagromadziłeś złota i srebra w swoich skarbcach. Dzięki swojej wielkiej przezorności, dzięki swoim zdolnościom kupieckim, pomnożyłeś swoje majętności i serce twoje stało się wyniosłe z powodu twego majątku" (Ez 28,2-5).
Czyż ten opis nie zaskakuje swoją aktualnością we współczesnych nam czasach, gdy ekonomia rynkowa ukierunkowana jest na przyniesienie maksymalnego zysku mniejszości, której bogactwo zdaje się urągać niebiosom? Jednak, poprzez swą pogardę dla podstawowych praw ludzi najbardziej potrzebujących, możni tego świata "gromadzą żarzące węgle na swoją głowę" : "Ja jestem Pan, który poniża drzewo wysokie, który drzewo niskie wywyższa, który sprawia, że drzewo zielone usycha, który zieloność daje drzewu suchemu. Ja, Pan, rzekłem i to uczynię" (Ez 17,24).
"Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony".
Tak oto zostaliśmy ostrzeżeni – pyszny będzie uniżony, jego pycha zostanie unicestwiona, a jego sława nie pójdzie za nim do królestwa śmierci, podczas gdy pokorny zostanie wywyższony i będzie radował się obfitością pokoju w Królestwie sprawiedliwych – "Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany" (Łk, 16,22). Byłoby błędem interpretować koniec pierwszego i drugiego odpowiednio jako "nagrodę" i "sankcję". Chodzi raczej o logiczną konsekwencję życia w prawdzie lub w kłamstwie.
"Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?" (1 Kor,4, 7). Pycha polega na przypisywaniu sobie Bożych darów i, tym samym, roszczeniu sobie prawa do chwały, która należy się jedynie Stwórcy. Pyszny porusza się na krawędzi przepaści pychy, w którą może wpaść w każdej chwili, ponieważ chełpiąc się samym sobą, w końcu zajmie – przynajmniej nieświadomie - we własnym sercu miejsce Boga. Tymczasem nawet jeśli myśli, iż sięga szczytów honorów, nie zdając sobie z tego sprawy, tkwi w najgłębszych otchłaniach, wciągnięty tam przez "Ojca kłamstwa", który "od początku był zabójcą" (J 8,44) wiodąc go na ścieżki pychy: "i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło" (Rdz 3,5).
Natomiast ten, kto się uniża w sposób pokorny i szczery, wyrażający jednocześnie skruchę i uwielbienie, daje świadectwo o tym, że przyjął Słowo Objawione oraz Ducha Świętego. Wobec piękna miłości Boga ukazującej się na obliczu Chrystusa, uznaje szpetotę swego grzechu. Lecz pewien Miłosierdzia swego Pana, wyznaje swoją winę i ośmiela się prosić o przebaczenie: "Zmiłuj się nade mną Boże, w swojej łaskawości, w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją nieprawość" (Ps 51,3-4).
Łzy skruchy obmywają jego duszę z brudu grzechów, a jego oczyszczone oczy już kontemplują chwałę swego Zbawcy. "Adoracja – jak pisała bł. Elżbieta od Trójcy Świętej – jest miłością zmiażdżoną przez piękno". Są to słowa świętej, której jedynie rozum serca pozwala odkryć prawdę.
Nie, pokora nie obraża godności człowieka, wręcz odwrotnie, jest ona bramą do naszego prawdziwego człowieczeństwa. Ponieważ, jak mówił św. Grzegorz z Nyssy: "Jeśli moje serce nie jest świątynią Ducha Świętego, nie jestem (jeszcze) człowiekiem". Przecież Duch Święty zstępuje jedynie do serca pokornego, ażeby, oczyszczając je, uzdrawiając i uświęcając dokonać w nim dzieła zbawienia. To dlatego uzdrowienie rozkwita jedynie wzdłuż drogi pokory; drogi, która prowadzi do Nazaretu, gdzie ta cnota wydaje całe bogactwo swego owocu.
Niechaj Maryja i Józef pociągną nas ku swojemu domostwu pokory, ażeby Pan, który zniżył się ku nam mógł wywyższyć nas ku Sobie, gdy Jego dzień nadejdzie.
poniedziałek, 29 października 2007
Rozważanie na 30 niedzielę zwykłą, rok C
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz